Od 1916 roku z przerwami raz w cyklu 12 miesięcy zmieniamy czas na letni. Mówi się, że wady zaczynają przeważać nad zaletami. Wielu skarży się na rozregulowanie i problemy z zegarem biologicznym. Rzekomo pojawiają się częściej wypadki.
Ile w tym nagonki medialnej, ile polskiego narzekactwa, a ile prawdy, ciężko orzec, bo nawet naukowcy nie są co do tego zgodni. Jest prosty sposób na ten ból, który nastąpić musi. Skoro mamy świadomość, że musimy „raptem” wstawać o godzinę wcześniej w ostatnią niedzielę marca, to dlaczego nie zaczniemy już tydzień wcześniej każdego dnia wstawać o kilka minut wcześniej? W ten sposób bezboleśnie damy radę przeskoczyć zmianę. Wszystko sprowadza się do odrobiny dyscypliny.
Jeśli myślowo zakodujemy sobie w głowie „problem” i dorysujemy mu wielkie oczy, to przeżyjemy cięższe chwile. Ale ile razy zdarzyło się z prozaicznych powodów wcześniejsze wstawanie i krótsze spanie, nie tylko jeden dzień w roku, ale wiele pod rząd. Przechodzi się z tym wtedy do porządku dziennego, odsypia i działa dalej.
Więc zróbmy sobie wszyscy przysługę i zamiast stękać i narzekać pośpijmy godzinę dłużej. Zamiast do 9:00, to do 11:00. ;)