Mówi się, że w Wielki Czwartek (Gründonnerstag), gdy milkną organy podczas mszy, dzwony odlatują do Rzymu do spowiedzi. Wtedy w ruch idą klekotki i kołatki. Ministranci i młodzież biegają po wsi i przypominają wiernym o czasie modlitwy i postu, nawołują do udziału w spowiedzi i Triduum Paschalnym. Używanie tego instrumentu to nie tylko zwyczaj austriacki. Spotyka się go w Niemczech i u nas w Polsce (poczytać o tym można na stronie Dialektologia Polska). Obwieszczanie triduum (czas od Wielkiego Czwartku do Mszy Rezurekcyjnej w niedziele rano) w Austrii, szczególnie po wsiach, jest ważna częścią tradycji i zabawą dla dzieci. Nie na darmo UNESCO wpisało tę tradycję na listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego Austrii.
Klekotki
Klekotki mają różny kształt. Najpopularniejsza forma to walec z rąbkami, przez które w czasie kręcenia przeskakuje deseczka. Czasem walec ma pojedyncze ząbki i kilka deseczek, każda do jednego ząbka. Obydwa instrumenty poruszane są korbką. Ewentualnie podobne do polskich: deska, nad którą zamontowany jest ruchomy młoteczek, który porusza się w tę i z powrotem przy potrząsaniu. Najlepszym drewnem do budowy tego instrumentu jest dębina i jesion.
Dziewczęta i chłopcy biegają o 6.00 rano, 12.00 i 18.00, a związane jest to z obrzędami liturgicznymi. Przy tym śpiewają lub recytują różne powiedzonka. Dodatkowo, podobnie jak w Halloween, chodzą od domu do domu i zbierają jajka i słodycze. Śpiewają przy tym:
Wir haben geklappert fürs Heilige Grab
und bitten um eine milde Gab’.Terkotaliśmy dla Świętego Grobu,
więc prosimy o miłe datki.
Na pewno sprawia im to frajdę.
A ja?
Bardzo lubię śledzić lokalne tradycje kraju, w którym mieszkam. Mnie sprawia to radość i może komuś innemu poczytanie o tym też przypomni czasy, gdy sam klekotał w kościele jako ministrant lub ministrantka. Gdy mój synek dorośnie zachęcę go do udziału w różnych takich nazwijmy to obrzędach. Jest jedna tradycja wywodząca się z kręgów religijnych- latarnie. Tu w Austrii w sklepach w tym czasie pojawiają się takie gotowe lub do zrobienia. Ja moją robiłam z pudełka po Rafaello, bo już miało okienka. Okleiłam ścianki papierem. Do środka została włożona płaska bateria i żaróweczka. Moja duma nie miała końca. W moim mniemaniu to była najbardziej pomysłowa i najpiękniejsza latarnia w całym kościele. To właśnie dla tych wspomnień będę moje dziecko zachęcać do udziału w takich wydarzeniach.
Zdjęcie tytułowe pochodzi stąd, a zrobione zostało w Dolnej Austrii.