Dziś nie potrafimy sobie wyobrazić świąt bez ozdobionej choinki. Zwyczaj ten zawędrował do Austrii dopiero w okresie rozkwitu Biedermeiera. Na wsi zaczęto stroić drzewko dopiero między pierwszą i drugą wojną światową.
Choinka w mieście
Pierwsze zapiski o choince (austr. Christbaum) znajdujemy w raporcie tajnej policji z 1814 roku. Do tej pory w domach królowały bogato zdobione i ślicznie rzeźbione szopki. W 1816 roku świeczki na choince zabłysnęły u rodziny Habsburg.
Matkami chrzestnymi choinki w Wiedniu nazywa się Fanny von Arnstein i Henriettę Aleksandrę von Nassau-Weilburg, żonę Karola Ludwika Habsburga – arcyksięcia austriackiego, księcia cieszyńskiego. Obie panie były protestantkami i przyczyniły się do pojawienia choinki na salonach. Arcyksiąże ubolewał czasami tylko nad tym, że drzewko wyparło jego ulubione szopki.
Jak wiadomo, co na dworze cesarskim to i niedługo między pospulstwem. Tak więc w kilka lat zmienił się obraz świąt w domach mieszczańskich i miasto w adwencie. Popyt czyni podaż. Szybko wyczuli to sprzedawcy i pojawili się na ulicach z jodłami. Od około 1830 roku nic się nie zmieniło i co roku na ulicach miasta pojawiają się charakterystyczne wysepki z jodłami.
Na początku drzewka dekorowano słodyczami i świeczkami. Z czasem pojawiły się ozdoby szklane, ze słomy czy papierowe.

Choinka na wsi
Na prowincji, by się zadomowić, nowa tradycja potrzebowała dużo więcej czasu. Dopiero prawie sto lat później przywędrowała choinka pod strzechy i w izby wiejskich domów. Tam królowały do tej pory szopki i pochodzący z czasów celtyckich zwyczaj zdobienia domostwa wiecznie zielonymi gałązkami. Kościół katolicki zabraniał jednak kultywowania tego zwyczaju pogańskiego.
Z początku i tutaj choinkę ubierano w ozdoby plecione ze słomy, wieszano jabłka, orzechy i pierniczki.
Nie potrafię sobie wyobrazić domu bez bożonarodzeniowych ozdób i prezentów bez choinki. Od początku w moim mieszkaniu w Austrii stawiałam choć maleńkie drzewko. To był taki luksusowy wydatek, ale jakże potrzebny mojej młodej, emigranckiej duszy.