Czas szybko mija i mamy połowę września. Antek ma pierwsze dwa tygodnie żłobka za sobą. W tytule użyłam słowa “nasze” dwa tyg., bo dla mnie to też spora zmiana tzn. regularne godziny wstawania i nieco większa dyscyplina z chodzeniem spać. Zastanawiam się też, kto lepiej zniósł rozłąkę.
Jak wyglądała adaptacja?
Okres adaptacji trwa u nas miesiąc, ponieważ dopiero na początku października wracam do pracy. Niektórzy rodzice mają mniej czasu, czasem tylko 2 tyg. Przez pierwszy tydzień i w poniedziałek drugiego tygodnia Antek był od 30 do 60 minut w swojej sali. Ja w tym czasie siedziałam obok i mogłam go obserwować, a nawet podejść i mu pomóc. Starałam się ograniczać moją aktywność, bo wiedziałam, że niedługo nie będzie mnie przy nim. We wtorek Antek został sam na 30 minut, w środę na godzinę. Ja czekałam na zewnątrz, by móc wejść od razu, gdyby płakał. W czwartek już półtorej godziny był pod opieką przedszkolanek. W piątek miałam wielkie święto, bo wróciłam do domu, by dopiero po 2,5h odebrać synka ze żłobka.
Drugie śniadanie zaczyna się około 9:00. Raz były płatki z mlekiem, raz babka piaskowa z sokiem, raz kanapka z wędliną. Zaleca się podanie śniadania w domu, bo to przedszkolne to tylko raczej przekąska. Nie jest to też w moim odczuciu najzdrowsze jedzenie. Niestety. Swojego jedzenia dzieci nie mogą przynosić.
Odbyło się też pierwsze spotkanie z rodzicami. Ja zostałam z małym, a mój mąż poszedł na owo zebranie. Oprócz informacji jak przebiega dzień i wychowanie, rodzice musieli narysować portret dziecka i do każdej literki imienia dopisać cechę charakteryzującą dziecko. Karta ta wyląduje w skoroszycie dziecka. Tam będą też notatki o maluchu i jego niektóre prace oraz zdjęcia. Na materiały składaliśmy się po 5 Euro i sami zanosimy segregator.
Jak zachowywało się nasze dziecko?
Antek, nasz zuch, nie ma, jak do tej pory, żadnego problemu ze żłobkiem. W pierwszym tygodniu na drugi i trzeci dzień przyszedł na małą chwilkę do mnie, by się przytulić, a raczej otrzeć, tak szybko zniknął. Włącza się do zabawy. Szybko pojął, że na zjeżdżalnie wchodzi się po schodkach, a nie po ślizgawce. Wszędzie zagląda, wszystkiego próbuje. W czwartek była tak piękna pogoda, że dzieci wyszły na podwórze i tam też szybko się odnalazł. Antoś jest w takim wieku, gdy używa się argumentów siłowych np. gryzienia i szczypania. Zauważyłam, że tłumaczenie nasze i przedszkolanek przynosi skutki, bo coraz mniej incydentów spotyka nas z jego strony. Widziałam też jak nasz syn oberwał od chłopca (pociągnął go za włosy). Nie było źle, bo nie płakał. Dzielny jest.
Mały chce pić z kubeczka, choć jeszcze nie umie tego kontrolować i wylał na siebie sok. W szatni czeka zawsze zestaw ubrań na zmianę. Tym razem trzeba było go użyć. Zamówiłam etykiety do naprasowywania, żeby ciuszki się nie pogubiły. Nalepki powinny w tym tygodniu przyjść z Niemiec. Mam nadzieję, że solidnie będą się trzymać.
Antek protestuje, gdy chcę go zabrać do domu. Gdy mnie widzi odwraca się na piecie i chodu do sali, do dzieci i zabawek.
Zaliczyliśmy przeziębienie. Smok ma katar. Tata i mama też. Ale nie jest źle, bo ból gardła mi już minął. Antoni nie miał gorączki i dlatego mógł dalej chodzić do żłobka.
Co dalej?
Myślę, że w tym tygodniu mały zostanie na drzemkę i obiad. Obiady to zupa i drugie danie. Co konkretnie, nie wiem jeszcze. Obiad zaczyna się o 11:30. Potem czas na drzemkę. Zazwyczaj z nadmiaru emocji i zajęć dzieci są tak zmęczone, że śpią jak jeden mąż. To dobrze, bo w tym wieku drzemka poobiednia jest wskazana, przynajmniej u Antka. :) Każde dziecko ma jeden materac ze swoim prześcieradłem do dyspozycji (przyniesionym z domu i podpisanym).
Przed nami kolejne 3 tygodnie zanim wrócę do pracy. Dziwnie, bardzo dziwnie się z tym czuję. Jak stamtąd odchodziłam byłam sama na świecie (nie licząc męża), teraz mam tego maluszka, który potrzebuję mnie tak bardzo. Nie wiem jak to będzie w tym nowym odcinku naszego życia, stąd mój lekki niepokój. Mam nadzieję, że wszystko się ułoży bez jakiś większych konfliktów. Jak to mówią Austriacy: lassma uns überraschen – dajmy się zaskoczyć.