Cmentarz Bezimiennych Namenlosenfriedhof znajduje się w porcie Albern w 11. dzielnicy. Na tym cmentarzu pochowani są ludzie, którzy zostali wyrzuceni na brzeg Dunaju od 1900 do 1940 roku. Wielu nie ma nazwiska, ani nie wiadomo jak zginęli. Wcześniejszy Cmentarz Bezimiennych jest teraz porośnięty drzewami i całkowicie dziki. To tam od 1840 do 1900 roku pochowano prawie 500 nieznanych zmarłych (niemalże każdego miesiąca odbywał się pogrzeb). Dodatkową zmorą był fakt, że cmentarz był wielokrotnie zalewany wodą z rzeki i to decydowało o przeniesieniu go na nowe miejsce. Dziś tylko krzyż upamiętnia stare miejsce pochówku.

Cmentarz znajduje się daleko od centrum, jest lekko ukryty. Ma niezwykłą historię i jest intrygujący. Długo nie miałam okazji go odwiedzić, aż w końcu tam dotarłam…

cmentarz bezimiennych w Wiedniu

Historia Cmentarza Bezimiennych

Około roku 1700 na miejscu dzisiejszego portu stała mała wioska rybacka zbudowana na palach. Zasoby rybne Dunaju umożliwiły ożywiony handel i pozwoliły rybakom uzyskać regularne dochody. Dodatkowo tereny zalewowe na Dunaju były licznie zamieszkałe przez zwierzynę łowną. Zatem wielu myśliwych, którzy tam polowali, docierając do wioski kupowało i ryby. Współpraca kwitła. Niestety też na niezbyt miłym polu. Panowie wspólnie chowali osoby, które znajdowali na brzegu. Czasem to byli samobójcy. Czasem była mowa o morderstwach lub nieszczęśliwych wypadkach. Ofiarami byli nie tylko dorośli, ale i dzieci. Bieg rzeki i prąd wody powodował, że niezwykle często tu wynurzały i osadzały się zwłoki.

Od około 1700 do 1800 r. topielcy otrzymywali tylko prosty drewniany krzyż, a miejsce, gdzie byli chowani znajduje się pomiędzy ówczesnym brzegiem Dunaju (dziś wejście do portu), a dzisiejszym Cmentarzem Bezimiennych. W 1840 roku można było jeszcze mówić o małym cmentarzu, ale w 1900 roku było już 478 zmarłych, którzy znaleźli tutaj swoje ostatnie miejsce spoczynku.

cmentarz bezimiennych wiedeń grób jedenastolatka
Na tabliczce: Wilhelm Töhn, utopiony przez obcą rękę 1 czerwca 1904 roku w 11. roku życia

Dzikie zwierzęta i częste powodzie niszczyły nieustannie groby. W końcu rybacy i myśliwi podjęli decyzję, aby znaleźć godne miejsce dla najuboższych z ubogich, miejsce, gdzie zagubione dusze będą mogły doczekać dnia sądu ostatecznego. Tak powstał Cmentarz Bezimiennych na dzisiejszym miejscu, gdzie znajduje się naturalne zagłębienie terenu, tym samym chroniąc groby przed zalewaniem. Dotychczasowe ofiary nie mogły zostać ekshumowane z powodu wysokich kosztów i nadal znajdują się w tym samym miejscu.

W roku 1900 zaczęto chować nieboszczyków w nowym miejscu. Teren cmentarza ogrodzono. Sąsiednia gmina postanowiła pomóc rybakom i zaczęła dostarczać trumny z drewna, które zostały wyprodukowane w stolarniach w nieopodal leżącej miejscowości Mannswörth. Do 1931 roku pochowano kolejne 82 ofiary.

W małym budynku przycmentarnym, na stole z blachy, wyłowione zwłoki były badane przez lekarza. Jeśli nie wykryto żadnej przemocy ani ich tożsamości, ciało było od razu lub jeden dzień później chowane. Niektóre ofiary zostały zidentyfikowane i pochowane na tymże cmentarzu na prośbę krewnych. To były czasy, kiedy nie można było chować samobójców na cmentarzu w rodzinnym grobie. Pozostali byli przenoszeni przez rodziny na inne nekropolie np. Cmentarz Centralny. Nie znana jest liczba tych osób.

Między 1932 a 1939 roku Josef Fuchs, jako gminny strażnik, przytargał na Cmentarz Bezimiennych na noszach lub taczce przy pomocy rybaków, myśliwych i mieszkańców z okolicy kolejnych 50 ofiar.

Kaplica

Częste powodzie po obfitych opadach deszczu lub spiętrzeniach kry na rzece powodowały w nabrzeżnych, gęsto zaludnionych obszarach wielkiej szkody, nie tylko rzeczowe. Z rozkazu cesarza Józefa II pod koniec XVII wieku zbudowano tam zaporę chroniącą życie i własność. Zapora znajduje się na lewym brzegu Dunaju i nazywana jest Hubertusdamm i z kilkoma innymi tamami tworzy cały system zaporowy, niestety nadal był nieskuteczny przy nadzwyczajnych powodziach. Dlatego postanowiono jeszcze zwiększyć zabezpieczenia przeciwpowodziowe. We wrześniu 1935 r. prace budowlane zostały zakończone. Zwieńczeniem tego dużego projektu była Kaplica Zmartwychwstania (na zdjęciu tytułowym) na Cmentarzu Bezimiennych. Ceremonia otwarcia odbyła się 9 października 1935 r. Większość kosztów jej budowy ponieśli pracownicy budowy zapory. Codziennie od początku maja do września pracowali o kwadrans dłużej.

II wojna światowa i po jej zakończeniu

W 1939 r. mała społeczność Albern została przyłączona do Wiednia, a Cmentarz Bezimiennych został opuszczony. W 1940 r. zorganizowano ostatni pochówek. W następnych latach ucichło na Cmentarzu Bezimiennych. Tylko pani Fuchs od czasu do czasu, jeśli okoliczności na to pozwalały, odwiedzała porzucone groby. Kiedy Josef Fuchs wrócił do domu z niewoli rosyjskiej w 1947 roku, jednym z jego pierwszych kroków było odwiedzenie cmentarza. Wkrótce zaczął też przywracać porządek wokół 102 grobów i kaplicy. Wszystkiego wtedy brakowało, więc minęło prawie 4 lata zanim cmentarz powrócił do dawnej świetności. Wcześniej 90% krzyży wykonanych było z drewna brzozowego i nie wytrzymało ciężkich warunków pogodowych. Dlatego Fuchs załatwił i otrzymał metalowe krzyże z Cmentarza Centralnego z opuszczonych grobów.

Przez wiele lat potem Josef Fuchs i jego rodzina dbała o cmentarz. Dzięki uprzejmości Pana Józefa (wnuka) mogę pokazać Wam kilka zdjęć, które pochodzą z Jego strony.

cmentarz bezimiennych w Wiedniu

Historia Verni i Arnolda

To nie tylko krzyże i groby. To skryte historie miłości, życia i śmierci… Cmentarz upamiętnia wiele tragicznych losów. Między innymi osiemnastoletniej służącej z Wiednia, która nie znalazła innego wyjścia niż szukać śmierci w Dunaju, czy młody mężczyzna, którego znaleziono w 1933 r. zastrzelonego przy grobie matki, która utonęła w 1927 r. Został pochowany w pobliżu grobu matki.

I jeszcze krótka romantyczna i nieco przerażająca historia.

Verni była młodą kobietą, bez majątku, a Arnold, mężczyzną, po uszy zakochanym w swojej wybrance, ale pochodzącym z dobrze usytuowanej rodziny. Jego rodzice wybrali już dla niego drogę i gdy tylko dowiedzieli się, kim jest Verni, zabronili mu dalszych kontaktów z kobietą. Chłopak nie umiejąc sprzeciwić się rodzinie oświadczył swojej dziewczynie, że już nigdy więcej się nie spotkają. Krótko potem Verni dowiedziała się, że jest w ciąży. Nie widziała innej drogi i w listopadowy poranek 1931 roku stanęła z pierścionkiem zaręczynowym na palcu nad brzegiem Dunaju. Krótko przed skokiem wymamrotała tylko pod nosem: Wybacz, że zbieram ten pierścionek ze sobą. Oddam Ci go, gdy nadejdzie odpowiedni moment.

Mijał czas. Arnold nie potrafił znaleźć w życiu swojego miejsca, bo wszystko przypominało mu jego ukochaną. Postanowił wyemigrować do Ameryki. Nigdy się też tam nie ożenił. Po wielu latach powrócił w rodzinne strony i kupił dom niedaleko portu Albern. A tuż obok na Cmentarzu Bezimiennych pochowana czekała na niego Verni.

Któregoś dnia w 1986 roku Arnold spacerował po okolicy. Nadeszła burza i zaczęło mocno padać. Starszy człowiek postanowił ukryć się w najbliższej chatce u młodego rybaka. W nocy grzmot obudził robotnika. Zauważył wtedy, że nad łóżkiem Arnolda pochyla się młoda kobieta i wkłada mu na palec pierścionek. Potem zjawa skinieniem palca pokazała mu, by poszedł za nią, co też Arnold uczynił. Gdy tylko rybak otrząsnął się z przerażenia zauważył, że para, ramię w ramię, kroczy w stronę Dunaju, a właśnie nadchodziła fala powodziowa.

Kilka dni później na Węgrzech wyłowiono zwłoki starszego mężczyzny, który miał na palcu pierścień z grawerem AdV – Arnold dla Verni.

Młody rybak opowiedział w gospodzie koledze grabarzowi z Cmentarza Bezimiennych o swoim spotkaniu z nietypową parą. Grabarz z kolei opowiedział to swojemu synowi, a on na pewno podzieli się tą historią dalej. Teraz i Wy ją znacie. Tak nie skradnie niepamięć tej opowieści…

Aktualnie

Ruch na cmentarzu ożywa w okolicach Wszystkich Świętych. Ochotnicy porządkują groby, a miasto sponsoruje kwiaty. W pierwszą niedzielę po 1 listopada na Dunaju puszczany jest wieniec, by upamiętnić ofiary, które zginęły w jego nurcie.

Każdy grób ma swoją własną historię. Wiele z nich by nie powstało, gdyby znalazł się ktoś, kto by posłuchał, znalazł słowa współczucia, miłości lub zrozumienia. Być może nie jedna osoba zdecydowała się popełnić samobójstwo przez chorobę, samotność, biedę, krzywdę lub inną rozpacz. Nigdy się tego nie dowiemy. Mamy przecież do czynienia z Bezimiennymi.

Dojazd

Z metra U3 ze stacji Enkplatz autobusem 76A lub B dojedziecie po około 20 minutach do stacji Alberner Hafen i stamtąd kilka minut pieszo do cmentarza.

5 1 vote
Article Rating