Emigracja to niezwykła przygoda – nowy kraj, nowe zwyczaje, nowe… wyzwania. Teoretycznie wszyscy wiemy, że znajomość języka miejsca, w którym się mieszka, jest kluczem do sukcesu. Ale praktyka? No cóż, pokazuje coś zupełnie innego! Dlaczego przejmować się gramatyką czy słownictwem, skoro życie pełne jest kreatywnych rozwiązań? Od przedszkolaka jako tłumacza po zakupy w polskich delikatesach – wystarczy trochę sprytu, a język kraju, do którego wyemigrowaliśmy, okazuje się opcjonalny.

Przygotowałam dla Was kilka przykładów na wesoło, które pokazują, że emigracyjne życie można sobie urządzić po swojemu. Kto wie, może odnajdziecie tu fragmenty własnych doświadczeń? 😄

1. Dziecko Cię wyręczy!

Spoko, Twoje dziecko przetłumaczy wszystko – od „proszę podpisać zgodę” po „Pani syn niestety zjadł cudzy piórnik”. A że czasem coś pokręci? No trudno. Przecież dzieci są jak małe tłumacze Google – czasem zgubią kontekst, czasem coś dodadzą od siebie, ale ogólny sens przekazany. A że raz czy dwa podpiszesz zgodę na korepetycje z matematyki, które okażą się wycieczką? No cóż, shit happens! 😄 No i zawsze masz alibi: „Ale przecież to dziecko mi tak powiedziało!”.

2. Dr. Google zawsze w gotowości.

Nie rozumiesz, co mówi lekarz? Żaden problem! Wystarczy wrzucić objawy do wyszukiwarki. Rak, przeziębienie, czy może klątwa faraona? Doktor Google poda diagnozę bez kolejki i za darmo! Co prawda czasem może to być diagnoza czegoś zupełnie innego, niż to co ci dolega, ale kto by się przejmował?

3. Zakupy? Sam się obsłużę!

Po co uczyć się języka, skoro zakupy można zrobić bez słów? Przecież świat poszedł do przodu! Wystarczy samoobsługowa kasa, kilka machnięć ręką nad skanerem i jesteś u celu. A jak coś się nie zgadza, zawsze można wymownie spojrzeć na obsługę – przecież język ciała to też język! Nie rozumiesz, co sprzedawca mówi? To też nie problem. Uśmiechaj się, kiwaj głową i wychodź z założenia, że jakoś to będzie. Kto by się przejmował szczegółami, skoro życie na emigracji to sztuka improwizacji! 😄

W sklepach online jest jeszcze prościej! Kilka kliknięć i paczka wkrótce jest pod drzwiami. Więc po co ten język.

4. Kultura? Pffff.

Teatr, muzeum, opera? Kto by na to chodził! Kultura jest dla nudziarzy, a teatr dla ęteligentów! Kultura jest dla tych, co mają za dużo wolnego czasu. My, emigranci, mamy ważniejsze rzeczy na głowie – jak np. narzekanie na brak polskiej kiełbasy i przecen na pierogi. Poza tym, kto ma czas na spektakle, skoro trzeba scrollować grupy na Facebooku w poszukiwaniu wędzonego boczku? No i umówmy się, bilety wcale nie są takie tanie. Lepiej za tę samą cenę urządzić wieczór z Netflixem i polskim kabanosem!

5. Urzędy załatwiają się same!

Nie rozumiesz formularzy? Spokojnie, urzędnicy i tak zrobią wszystko po swojemu. A jak nie, to kolega pomoże. Przecież co to za problem dla sąsiada wziąć wolne z pracy i załatwiać Twoje papiery trzy razy w tygodniu? A w razie czego można przecież zorganizować akcję grupową – w końcu znajomi znajomych zawsze znają kogoś, kto zna język i wsam raz idzie do urzędu. Najwyżej wszyscy razem spędzicie dzień na korytarzu, wymieniając przepisy na pierogi.

6. Sąsiedzi mają jakieś ale?

Zamiast dyskutować, zadzwoń do znajomego, żeby zadzwonił na policję. Komunikacja przez pośrednika działa najlepiej i sprawniej, a co! W końcu po co tracić czas na niepotrzebne sprzeczki przy płocie, skoro wystarczy jedno kliknięcie, by ktoś inny załatwił sprawę za Ciebie? A jeśli sąsiad dalej coś mruczy pod nosem, zawsze można strategicznie unikać kontaktu, wychodząc z domu tylko wtedy, gdy nikogo nie ma w pobliżu. Problem z głowy, a Ty możesz spać spokojnie!

7. Prawo? Bez stresu.

Stłuczka na drodze, błąd w pracy? Nic się nie martw, prawnik Cię obroni! W końcu adwokat kosztuje mniej niż kurs językowy. A co najlepsze, nie musisz nawet rozumieć, o co Cię pytają – wystarczy uśmiechnąć się, pokiwać głową i powtarzać słowo „ja” z odpowiednim akcentem. Jeśli sprawa zrobi się poważniejsza, zawsze można rzucić magiczne „nie rozumiem” i wszystko przekierować na tłumacza. W końcu od tego są eksperci, żebyś Ty mógł spać spokojnie i nadal nie przejmować się nauką języka. Prawdziwa wolność na emigracji!

8. Menu – ekscytująca loteria!
Baw się w zgadywanie! Podniecające uczucie, gdy zamiast klasycznego kotleta dostajesz grillowaną ośmiornicę na różowym puree. A może zamiast herbaty z cytryną przyniosą Ci bulion z imbirem, bo kelner usłyszał coś zupełnie innego? Menu w obcym języku to jak loteria – nigdy nie wiesz, co Cię czeka. Może odkryjesz nową ulubioną potrawę, a może nauczysz się, jak nie zamawiać smażonych wątróbek. Zamawianie jedzenia to trochę jak escape room – nie do końca wiesz, co się wydarzy, ale na pewno będzie zaskakująco.

A tak na serio – Polak Polakowi zawsze pomoże! Zawsze znajdzie się ktoś, kto przetłumaczy, pożyczy śrubokręt albo po prostu wpadnie na kawę. My to jednak potrafimy się wspierać… i organizować te legendarne imprezy! 😅🍻

Emigracja uczy jednego – życie zawsze znajdzie sposób, nawet jeśli na drodze stają bariery językowe, kulturowe czy… menu pełne niespodzianek. Czy trzeba znać język? Cóż, pewnie warto, ale jak widać – kreatywność, poczucie humoru i solidna dawka polskiej zaradności wystarczą, żeby przetrwać, a czasem nawet całkiem nieźle się urządzić.

W końcu emigracja to nieustanne wyzwania, ale i małe zwycięstwa – od udanego zamówienia obiadu po wygranie nierównej walki z formularzem urzędowym. Więc może zamiast przejmować się tym, czego nie wiemy, warto po prostu docenić to, jak świetnie potrafimy sobie z tym wszystkim radzić? Bo kto, jak nie my!

0 0 votes
Article Rating