Nie ma dla mnie nic bardziej satysfakcjonującego w rysunku niż portrety. Owszem, architektura i krajobrazy mają swoje piękno, ale mnie zwyczajnie nudzą. Portrety to zupełnie inna liga – prawdziwe wyzwanie. Wszystko musi się zgadzać: proporcje, światło, cień. Wystarczy jeden drobny błąd, a podobieństwo znika jak za dotknięciem gumki. I choć czasem frustruje mnie ta precyzja, to właśnie ona sprawia, że portrety są dla mnie najbardziej fascynującą formą sztuki. Twarz kryje w sobie emocje, historię, charakter – coś, czego żaden budynek ani krajobraz nie są w stanie przekazać.
W moich pracach celuję w realizm, a czasem wręcz w fotorealizm. Każda kreska ma znaczenie. Dziś chciałabym Wam pokazać jeden z moich portretów – Anthony Hopkinsa. Choć rysunek nie jest pozbawiony błędów, to proces jego tworzenia był dla mnie niezwykle inspirujący. Ale zanim do tego dojdziemy, opowiem Wam, jak zaczęła się moja przygoda z rysowaniem.
O moim odkrywaniu talentu
Swój talent odkryłam stosunkowo późno, około 19. roku życia. Dość późno, żeby myśleć o tym jako o drodze zawodowej – szczególnie gdy wokół są ludzie, którzy rysują „od zawsze”. Mimo to, nie porzuciłam tego marzenia. Nadal rysuję, rozwijam się, a kto wie, może w przyszłości uda mi się zrobić z tego coś więcej. Zmiana branży? Czemu nie! :)
Moje początki były związane z rysowaniem koni – w tamtym czasie byłam zafascynowana ich siłą, elegancją i dynamiką. Z czasem poszerzyłam swoje horyzonty i zaczęłam rysować inne zwierzęta, a później ludzi. Na początku nie wierzyłam w swoje umiejętności. Miałam dziwne wyobrażenie o sztuce – wydawało mi się, że każdy „prawdziwy artysta” rysuje wszystko z głowy, bez szkiców i wzorów. To przekonanie długo mnie blokowało.
Przełomem okazała się rozmowa z koleżanką, która wyjaśniła mi coś, co zmieniło moje podejście. Powiedziała: „Nawet Michał Anioł korzystał z modeli i szkiców. Nie musisz być doskonała od razu. Ucz się stopniowo.” Dzięki temu zrozumiałam, że sztuka to proces, a nie magiczna umiejętność, z którą się rodzimy. To była prawdziwa rewolucja w moim myśleniu.
Anthony Hopkins – portret
Poniżej możecie zobaczyć jeden z moich portretów. Tak, wiem, że na pierwszy rzut oka wygląda trochę jak Jan Paweł II (już kilka osób mi to powiedziało), ale jak się przyjrzycie, to jednak Anthony Hopkins. 😄
Rysowanie tego portretu sprawiło mi ogromną przyjemność. Pracowałam na fakturowanym papierze Canson, który uwielbiam – dużo bardziej niż gładkie papiery, które nie pozwalają na taką zabawę fakturą i cieniowaniem. Niestety nie mogę odnaleźć zdjęcia, na którym się wzorowałam, ale pamiętam, że urzekło mnie światło padające na twarz Hopkinsa.
Dziś, z perspektywy czasu, widzę w tym rysunku wiele rzeczy, które zrobiłabym inaczej. Brakuje głębi, światłocień jest nieco nierówny, a oczy wymagają poprawki. Ale nie ma w tym frustracji – wręcz przeciwnie. Widzę, jak bardzo rozwinęłam się od tamtego czasu, i czuję dumę. Każdy taki portret to krok do przodu, kolejna lekcja. A co najważniejsze, dziś mam więcej pewności siebie.A Wy?
Czy macie coś, co odkryliście później w życiu, ale co sprawia Wam ogromną radość? Podzielcie się swoimi historiami – jestem ciekawa, co Was inspiruje! 😊
Ołówek na A3, Anthony H., 2010r.
Related posts
O mnie

Cześć! Tu Ania – mieszkam w Wiedniu, piszę o życiu na emigracji, codziennych absurdach i pięknych zakątkach Austrii. Trochę śmieszno, trochę serio – jak to w życiu. Jestem autorką Nieprzewodnika, czyli książki z charakterem dla tych, którzy chcą poznać Wiedeń od mniej oczywistej strony.