Austria to nie tylko piękno gór i szum Dunaju. To też ta ciemniejsza, kryminalna strona jej dziejów. W ramach projektu Klubu Polki na Obczyźnie dziś mrożące krew w żyłach trzy historie zabójczyń. Zaczniemy na początku XIX wieku.
Piękna Theresia
Jeszcze całkiem do niedawna kobietom w Austrii, nawet gdy były winne poważnych zbrodni, kara była pomniejszana. Wychodzono z założenia, że płeć piękna i krucha nie powinna być traktowana tak surowo. Też rzadziej niż mężczyźni dokonywały aktów kryminalnych. Theresia Kandl zapisała się w historii, ponieważ była pierwszą, która straciły życie w wyniku kary za przestępstwo.
Końcem 1808 roku w Wiedniu zostały znalezione zwłoki sklepikarza Mathiasa Kandla. Z początku podejrzewano napad rabunkowy. Jednak świadek skierował podejrzenia na młodą żonę denata. Okazuje się, że zamordowała go toporkiem we śnie. A potem, by odsunąć podejrzenia przetransportowała zwłoki w drewnianym koszu ponad 3,5 km od domu. Prawie sama, bo po drodze spotkała policjanta, który pomógł jej ten ciężar dźwigać. Choć z początku w to nie wierzono użyto podstępu by Theresia dźwignęła kosz pełen cegieł. Udało jej się. Tym jednak sposobem dowiodła swej winy. Została powieszona na kolumnie „Spinnerin am Kreuz” w dzisiejszej 10. dzielnicy przy Triesterstrasse. Nota bene pracuję rzut beretem stamtąd.
Została pochowana na cmentarzu w części dla samobójców. Jej ciało zostało jednak wygrzebane i skradzione. Szczątki kobiety trafiły w ręce lekarza, który je zakonserwował. Tak jak dziś i wtedy było to naturalnie nielegalne, ale w związku z rozwojem frenologii (nauka o zależności budowy mózgu i anatomii do cech charakteru człowieka) bardzo popularne. Preparat pozostawał do 1924 roku w posiadaniu rodziny owego lekarza, by w końcu trafić do Muzeum Kryminalnego (pod hiperłączem mój post o tym muzeum). Tam też poznamy historię kolejnej damy.
Dzieciobójczyni
Nie całe sto lat później po przypadku pięknej Theresie, Juliane Hummel zwróci uwagę opinii publicznej na traktowanie dzieci. Ta wyrodna matka przez pięć lat obchodziła się z Anną, swoją córką z wyjątkowym okrucieństwem. Biła ją, rzucała o meble, głodziła, w związku z czym dziewczynka zmarła. Bezpośredniej przyczyny dopatruje się w sepsie wynikłej z głębokich ran na głowie i twarzy. Cesarz Franciszek Józef chciał cofnąć karę śmierci wydaną na Juliane, ale pod naciskiem tłumu nie zmienił jednak wyroku. Jej mąż miał też zginąć, został jednak tylko osadzony w więzieniu.
To jeszcze nie koniec tej historii. Juliane miała wyjątkowego pecha. Właśnie zmarł wiedeński kat. Sprowadzono więc jednego z Pragi. Niestety jego metoda wieszania nie współgrała z szubienicą wiedeńską w wyniku czego Juliane konała 45 minut. Członkowie komisji obserwującej egzekucję niemalże wymiotowali.
Do dziś zachowała się czaszka zabójczyni w Muzeum Kryminalnym, ponieważ wtedy badano zależność między jej wyglądem i wielkością, a przestępczymi skłonnościami właściciela.
Blond anioł z Wiednia
Przenosimy się do dwudziestego wieku. W latach trzydziestych pojawiła się nowa seryjna morderczyni Martha Marek. Posługiwała się trutką na szczury „Zalia”. W 1932 roku umiera jej mąż, a potem ich córka. Nikt nie powiązał tych faktów z Marthą.
Zanim to się wydarzyło Martha odziedziczyła spory majątek po swoim 50-letnim sponsorze. Krótko potem poznała młodszego od siebie Emila Marka, za którego wyszła za mąż. Wspólnie szybko roztrwonili jej schedę. Gdy pieniądze się skończyły małżeństwo próbowało wyłudzić odszkodowanie. Nie udało się, bo biegły udowodnił, że rzekomy uraz siekierą nie był czystym cięciem tylko wielokrotną próbą zranienia. Taki Emil był zakochany. Oboje poszli na krótko za kraty. Tam Martha zapoznała się z działaniem trutki, która zgubiła jej młodego męża i córkę.
Dwa lata po śmierci Emila ciotka zapisuje „aniołowi” w testamencie swój majątek, bo żal jej było dziewczyny, podpisując tym samym wyrok na siebie. Niedługo później musiała umrzeć z rąk Marthy. Tym razem również pieniądze szybko się rozeszły.
Martha znalazła sobie kolejną ofiarę. Udało jej się namówić krawcową Felicitas Kittenberger na podpisanie ubezpieczenia i uposażenie właśnie Marek. Gdy wkrótce zmarła krawcowa, jej syn oskarżył Marthę Marek. Po ekshumacji wyszło na jaw, że cztery osoby padły ofiarą pasty na szczury.
Martha została skazana na śmierć. Udało jej się dostać ułaskawienie w postaci dożywocia. Niedługo potem władzę przejął w Austrii Hitler, który cofnął ułaskawienie i Martha została zgilotynowana.
To nie wszystkie historie kobiet, które pozostawiły po sobie smutne pokłosie. W dwudziestym wieku pojawiło się jeszcze kilka słynnych morderczyń. Jedna była wyjątkowo żarliwą katoliczką, inne aniołami eutanazji, a jeszcze kolejna piękną lodziarką, ale o tym w następnej części.
Ten wpis powstał w ramach projektu Klubu Polek na Obczyźnie. Kobiety z całego świata opowiadają, jak radzą sobie z zimą lub straszne lokalne historie. Zajrzyjcie na blogową listę TU (kolejne wpisy będą pojawiać się w miarę ich publikowania). Serdecznie zapraszam na wczorajszy wpis z Tajwanu i przedwczorajszy z RPA, a jutro widzimy się w Norwegii, a następnie we Francji.
Obrazek wyróżniający pochodzi ze strony Bildarchivaustria i jest to właśnie Spinnerin am Kreuz, Kand jest stąd, Hummel stąd, a Marek stąd.